Na początek wyobraźmy sobie, że tekst jest jak dom – ma swojego właściciela (autora), wykonawcę (redaktora) i architekta wnętrz (korektora). Już sama ta prosta analogia pokazuje, że o ile powstanie domu, czyli tekstu, to proces, w którym liczy się praca zespołowa, o tyle każdy ma w nim ściśle określone zadania.

Zacznijmy od właściciela (autora), który ma w głowie pomysł na dom (tekst). Właściciel znalazł już wymarzone miejsce, stawia fundamenty, ściany, stropem oddziela piętra, zamyka dom oknami i drzwiami, a od góry dachem. No i jest! Autor ma na tym etapie spisaną fabułę powieści, wątki główne i poboczne, bohaterów, określone czas i miejsce. Ale tak jak w przypadku domu, tekst nadal jest w stanie surowym. Pierwszy nie nadaje się jeszcze do zamieszkania, drugi – do publikacji.

Czas, żeby do akcji wkroczył wykonawca, czyli redaktor… Zakasuje rękawy i zabiera się ochoczo do pracy. Robił to już wiele razy, zna się na swojej robocie, ale każdy dom, jak i tekst, jest inny. Trzeba zająć się podłączeniem mediów, położyć gładzie i glazurę, zamontować parapety i rolety. Miejscem pracy redaktora jest program WORD. To w nim przede wszystkim sprawdza, czy ciąg przyczynowo-skutkowy jest logiczny, czy nie w nim anachronizmów – np. we współcześnie dziejącej się powieści główny bohater nie powinien raczej latać aeroplanem, tylko samolotem – poprawia błędy gramatyczne, ortograficzne, stylistyczne, interpunkcyjne, wyłapuje powtórzenia. Na koniec zostaje mu odpowiednie sformatowanie tekstu – nadanie mu przejrzystego układu, ujednolicenie fontów, weryfikacja kursywy czy pogrubień. Co ważne, w przypadku tekstu do magazynu zadaniem redaktora jest zaproponowanie tytułu, leadu, śródtytułów oraz takich form redakcyjnych jak wyimek czy ramka.

Wreszcie swoimi umiejętnościami może wykazać się architekt wnętrz, czyli korektor. Jego zadaniem jest aranżacja pomieszczeń: dobór mebli, materiałów, oświetlenia, a także dopracowanie i zniwelowanie ostatnich niedoróbek, sprawdzenie, czy wszystko zostało należycie przygotowane i wykonane. A korektor wyłapuje już tylko – i aż – literówki, weryfikuje poprawność językową, czyli ewentualne błędy stylistyczne i interpunkcyjne, oraz jednolitość zapisu np. dat, liczebników.

Przed nami kolejny etap prac – korekta składu, upewnienie się, czy wszystko zostało prawidłowo wprowadzone, DTP – ale to już historia na kolejną opowieść. Bohaterami tej byli autor, bez którego nie byłoby tekstu, oraz redaktor i korektor, dzięki którym lektura nie zgrzyta, jest przyjemnością, a jej odbiór jest uporządkowany. Ktoś kiedyś powiedział, że wykonują oni pracę, której nie widać. I oby niewidzialna ręka redaktora i korektora dotknęła każdej publikacji. Bo inaczej, czy czytelnik będzie miał frajdę z lektury?

No to jesteśmy w domu!

Zainteresowany współpracą? Porozmawiajmy o projekcie.